Ten blog to
prowokacja. Tak po prostu. Nie powstał po to, by chwalić się na nim swoją
twórczością literacką. Osoba o nicku SaYuKo nie istnieje (przynajmniej jako
autorka zamieszczanego tu fanfika), to zwykły, banalny, wymyślony na szybko
skrót od Sanu, Yukami, Koko. Trzech osób, które napisały coś dla żartu, dla
zabawy. Na pewnym forum, fragmencik po fragmenciku, dorzucały swoje, często
absurdalne pomysły, dobrze się przy tym bawiąc. W końcu padł pomysł, wkleimy
tekst na blog i zgłosimy się do oceny. Zobaczymy, jaka będzie reakcja na nasze
„głupawkowe dzieło”. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę. Rezultaty
przeszły nasze najśmielsze oczekiwania!
Zacznijmy od
słowa „krytyka”. Och, to słowo padało pod naszym adresem częściej niż śnieg tej
zimy. Żeby być bardziej dokładnym, padało w kontekście braku umiejętności
przyjmowania krytyki. Niestety, to już chyba jakaś mania wielkości
oceniających, ale każda, nawet najbardziej logiczna, choć czasem złośliwa
odpowiedź na zarzut w ocenie, były kwitowane w ten sposób: nie umiesz przyjąć
krytyki. Otóż umiem. Jednak przyjęcie krytyki, a wytknięcie oceniającej jej
błędów to dwie różne sprawy. Niestety, ego niektórych oceniających jest
zdecydowanie przerośnięte. I nic nie da tłumaczenie im, że naprawdę żaba pisze
się przez „zet z kropką” a nie „er zet”, kiedy oceniająca twierdzi, że pisanie
przez „żet” jest błędem. To oczywiście hiperbola, ale pokazuje podejście takich
osób. „Ja oceniłam, a jak ktoś się z czymś nie zgadza, oznacza, że nie umie
przyjąć krytyki.” I koniec dyskusji. Nie koniec? Można jednak bronić swoich
racji? No niestety, często próba dyskusji, wytknięcie absurdów oceniających
kończy się w ten sposób, że komentarze zostają usunięte. Przecież ocenianlia
nie może pozwolić, by ktoś ośmieszył oceniającą. Inaczej, wróć. Nie może
pozwolić, żeby oceniająca ośmieszyła sama siebie w swoich własnych
odpowiedziach na komentarze. Prawda, „Oceny opowiadań”?
Na pierwszy
ogień „Oceny opowiadań”, nowy (wówczas) blog poświęcony, jak sama nazwa
wskazuje, ocenom opowiadań. Niestety, brakuje im w regulaminie dość istotnego
punktu, który informowałby, że krytyka oceniających jest niemile widziana. Że
oceniający będzie broniony nogami i rękami przez ekipę i założycielkę, a gdy to
nie pomoże, wszelkie komentarze zostaną usunięte. O, przepraszam, nie usunięte.
Schowane, tak, by nikt nie mógł przekonać się o kompromitacji jednej z pań
oceniających. Na szczęście, a może nieszczęście ekipy bloga oceniającego, sklerozy
jeszcze u mnie nie stwierdzono, więc pamiętam to i owo.
Ola, osoba, która oceniała blog. Wrażenie… Sztywna,
jakby połknęła kij od szczotki (nie mogę się oprzeć porównaniu do pani Frau z
„Włatców móch”), ego jak stąd do Bydgoszczy (mieszkam w dolnośląskim, jakby
ktoś koniecznie chciał policzyć kilometry), kompletny brak samokrytycyzmu. W
swoim opisie Ola twierdzi, że jest „pisarką”, pracuje w wydawnictwie.
Wnioskując z tonu, jakim napisana jest ocena, uważa się za alfę i omegę.
Szczerze mówiąc, to nie wiadomo, kim Ola jest w tym wydawnictwie. Może pisze,
może zamiata, może segreguje papiery, a może robi wydawcom… ekhm… kawę. Ale
jedno jest pewne, kilka rzeczy odnośnie tekstu oraz języka polskiego powinna
się nauczyć, zanim znów spróbuje się wywyższać.
Oceniająca nie rozumie znaczenia
niektórych słów
Pierwsze, do czego przyczepiła się Ola, to tzw.
pokemoniaste pismo. Cytując: Wchodzę na blog i pierwsze, co mnie „uderza”, to
tytuł. Miałam wrażenie, że się pomyliłam, ale nie – każde słowo zaczęłaś dużą
literą. Zabolały mnie wszystkie zęby. Coś ci wyjaśnię:
PoKeMoN!
– to była bajka. Podobny zapis nazywamy pokemonizmem. Poważnie zahaczasz o
niechlujny, młodzieżowy slang internetowy. Pospolite pokemonizmy powodują
zubożenie języka polskiego, tak samo jak nadmierne używanie wulgaryzmów, które
zastępują ładne słowa.
Zacznijmy od tego, że tytuł bloga napisany jest drukowanymi literami, więc gdzie tu duża litera, a gdzie mała? No chyba że chodzi ci o belkę, na to, szczerze mówiąc, nawet nie zwróciłam uwagi. Proponuję przeczytać, co to dokładnie jest to słynne pokemoniaste pismo.
Zacznijmy od tego, że tytuł bloga napisany jest drukowanymi literami, więc gdzie tu duża litera, a gdzie mała? No chyba że chodzi ci o belkę, na to, szczerze mówiąc, nawet nie zwróciłam uwagi. Proponuję przeczytać, co to dokładnie jest to słynne pokemoniaste pismo.
„Tworzysz ff, nie hentai, do którego
niewiele brakuje. „
Cóż,
czytający ten blog chyba widzą absurd tego stwierdzenia i nie trzeba tego
komentować.
Oceniająca jest zbyt „delikatna”, żeby przełknąć
słowo: dupa
Używasz
mnóstwa wulgaryzmów, których nie zacytuję ze względu na kulturę osobistą.
Wyjaśniam, że tymi wulgaryzmami są najwyraźniej słowa typu: dupa, tyłek, cholera…
Wyjaśniam, że tymi wulgaryzmami są najwyraźniej słowa typu: dupa, tyłek, cholera…
Oceniająca nie ma pojęcia, co ocenia
Najważniejsze
– po co powstał na samym początku, stworzył nastrój grozy, powagi, by chwilę
później ustąpić miejsca czterem literom i nie pojawić się do tej pory? W
tym nie ma nic innego, całe przygotowania do akcji mówią o jednym. Czytając, że
mają zadanie, automatycznie liczę na niebezpieczeństwo, grozę, szybką akcję,
sensację, może nawet elementy kryminalne – bo takie zrobiłaś wrażenie.
Zakład o tyłek na misji, a konkretnie –
kto poderwie więcej facetów, będąc przebranym za kobietę, mój Boże… Widzisz i
nie grzmisz. Przez to misja wydaje się być błahostką jak kłótnia przedszkolaków
o lizaka. Misja wymaga odrobiny powagi. Nie mówię, że dużo, troszkę.
W
opisie jest wyraźnie napisane: komedia, parodia z elementami akcji. Cóż,
oceniająca ubzdurała sobie, że ocenia kryminał z elementami grozy. Skąd? Jak? I
dlaczego? Nie mam pojęcia. Ale ktoś, kto bierze się za ocenę tekstu, powinien
wiedzieć, co czyta i ocenia. I, żeby zapamiętał raz na zawsze, ocenia, a
narzuca swoje widzimisię.
Druga
kwestia to stwierdzenie przez oceniającą, że paring Sasunaru jest dziecinny.
Proponuję zatem czytać Prousta, a nie brać się za ocenę fanfików. I nie
próbować narzucać innym zainteresowań, bo to zakrawa na pewną polską partię polityczną, której szczerze nie znoszę.
Oceniająca ma się za alfę i omegę, a
nie zna podstawowych zasad języka polskiego
Wypada wiedzieć, że w języku polskim istnieje coś
takiego jak szyk przestawny. Zarówno zdanie „Od trzech tygodni pada deszcz” jak
i „Deszcz pada od trzech tygodni” są jak najbardziej poprawne. I wytykanie tego
typu „błędów” jest najlepszym sposobem by pokazać swą niewiedzę. Ola jednak z
uporem maniaka wypisywała zdanie za zdaniem, twierdząc, że szyk jest
błędny.
Cóż, było dużo więcej wypowiedzi, którymi oceniająca
próbowała udowodnić, że jestem istotą rzędu niższego niż jej „wspaniałość”.
Posunęła się nawet do stwierdzenia, że nie używam części mózgu. Ale nie mam
zamiaru zanudzić czytających (wystarczy zerknąć na ocenę http://oceny-opowiadan.blogspot.com/2012/10/10-sayuko-yaoiblogspotcom.html,
komentarze niestety cenzura usunęła). Na koniec więc jeszcze tylko wisienka na
torcie. Perełka, która pobiła na głowę jakiekolwiek inne wypowiedzi
oceniających i nie sądzę, żeby ktoś był w stanie to przebić.
Na stwierdzenie, że oceniająca Ola powinna się
douczyć, zaczęła mi grozić paragrafami. Histeryczna obrona, nadszarpnięte ego
czy po prostu brak umiejętności panowania nad sobą? Nie mam pojęcia. I
niestety, raczej już się nie dowiem, bo dyskusja w komentarzach została
usunięta (i tym samym przerwana), a żadne zawiadomienie o popełnieniu
wykroczenia do mnie nie dotarło. Chyba powinnam odetchnąć z ulgą… :) Prawda?
* * *
Mniemanie niektórych osób z Ocen opowiadań każe im najwyraźniej sądzić, że na ich "popularności" ktoś może dorobić się sławy.
Może zatem, zamiast oceniać, lepiej wykorzystać tak wielki prestiż i zabrać się za lansowanie młodych talentów? Ola nauczy szyku, wyjaśni nowe znaczenie kilku modnych określeń i - co niezwykle ważne - użyje swych niewątpliwych wpływów u wydawcy. Mając takie plecy - żyć, nie umierać. Rowling z ilością sprzedanych egzemplarzy Harrego Pottera będzie mogła się schować.
* * *
Ocena i komentarze zostały przywrócone. Można wejść i poczytać. Ale cenzura nadal trwa!
cdn.
Sanu